(transkrypcja Koncertu D-dur „Grosso Mogul” RV 208 A. Vivaldiego)
(…), Recitativo: Adagio, Allegro
Johann Sebastian Bach – Koncert a-moll BWV 593
(transkrypcja Koncertu a-moll op. 3 nr 8 RV 522 A. Vivaldiego)
Allegro (Tempo giusto), Adagio senza pedale a due claviere, Allegro
Antonio Vivaldi (1678-1841) – Gloria D-dur RV 589.
I. Gloria in excelsis Deo (Chór)
II. Et in terra pax (Chór)
III. Laudamus te (Sopran I and II)
IV. Gratias agimus tibi (Chór)
V. Propter magnam gloria (Chór)
VI. Domine Deus (Sopran)
VII. Domine, Fili unigenite (Cór)
VIII. Domine Deus, Agnus Dei (Alt, Chór)
IX. Qui tollis peccata mundi (Chór)
X. Qui sedes ad dexteram Patris (Alt)
XI. Quoniam tu solus sanctus (Chór)
XII. Cum Sancto Spiritu (Chór)
Wykonawcy:
Marta Krysiak – sopran
Piotr Olech – kontratenor
Michał Kocot – organy
Chór kameralny Uniwersytetu Zielonogórskiego Cantus humanus
Orkiestra Arte dei Suonatori
Bartłomiej Stankowiak – dyrygent
O programie
Zupełnie nie pamiętam, kiedy to było, ale któregoś dnia pierwszy raz w życiu usłyszałem, że makaronu nie gotuje się do pełnej miękkości, tylko al dente. To znaczy jak? I co, taki niedogotowany się je? Powariowali ci Rzymianie.
Pamiętam natomiast dobrze opowieść o nagraniu pewnej kompozycji Aleksandra Tansmana, jedną z niezliczonych anegdot mojego profesora Renarda Czajkowskiego. Rzecz miała miejsce za czasów słusznie minionych, kiedy granie Tansmana było w naszym kraju absolutnie zakazane, gdyż opuścił on socjalistyczny raj i wyemigrował na zgniły Zachód. Czasy były nie tylko paskudne, ale i daleko mniej nasycone technologiami komunikacyjnymi. Kiedy więc już doszło do nagrania w Polsce utworu Tansmana na zlecenie zagranicznej wytwórni, niemal nikt twórczości tego polskiego kompozytora w Polsce nie znał. Przyszły nuty, orkiestra zabrała się do pracy, nagrała, wszystko szło bardzo dobrze, nagranie już, już miało być przesłane za ocean, aż pojawiły się podejrzenia, że coś poszło jakby zbyt dobrze. Płyty wtedy były analogowe, czarne, dwustronne. Kompozycja miała zająć pełne dwie strony takiego longplaya. Tymczasem czas zrealizowanego nagrania wskazywał, że zmieści się ona na jednej stronie. Wyszedł „shortplay”. Po zasięgnięciu języka bodaj u samego kompozytora udało się rozwikłać zagadkę. Otóż utwór został nagrany – bagatela – dwa razy za szybko. Próbowali Państwo kiedyś zatańczyć walca dwa razy szybciej?
Te dwie pozornie niezwiązane ze sobą historie mają pewien wspólny mianownik. Tym mianownikiem jest spotkanie z nieznanym. Przy czym owo nieznane może być ulokowane nie tylko „za siedmioma górami”, ale i „dawno, dawno temu”. W naszym języku powstał nawet kulinarny idom, który obrazuje bezradność wobec nieznanego: „czym to się je?” Nie miejsce to na antropologiczne wycieczki, ale jesteśmy tak ulepieni, że kiedy spotykamy się z czymś nieznanym, wobec czego nie mamy wypracowanego aparatu pojęć, skojarzeń czy metodologii działania, oswajamy tą nieznaną nam rzecz wciskając ją bez przesadnych ceregieli w nasz własny świat za pomocą środków, którymi dysponujemy. Ten mechanizm jest zapewne jedynym możliwym, ale jego walory poznawcze mają pewne obciążenie: samego poznającego. Nie tylko smak makaronu, ale i brzmienie dzieła muzycznego są zjawiskami, które ulegają przemianie na skutek zetknięcia z kimś, kto gotuje i gra tak jak potrafi. Po swojemu. „I cóż z tego?” – zapyta ktoś przekornie. „Ano to zależy.” – odpowiemy w zamyśleniu przeżuwając lekko twardy makaron.
Przytoczone powyżej historie pokazują, że tak zwana interpretacja, czyli nic innego, jak przepuszczenie zjawiska, co do którego mamy fragmentaryczną wiedzę przez filtr naszej kultury i ukształtowanej przez nią własnej osobowości może nie tylko całkowicie zmienić, ale nawet wypaczyć pierwowzór. I tak wypaczamy od wieków na wszystkich możliwych polach. Jednym z najgrubszych wypaczeń w historii kultury był Renesans. Zamiast planowanego przywrócenia kultury Antyku otrzymaliśmy zupełnie nową epokę, a ambitna próba rekonstrukcji greckiego dramatu zaowocowała w kolejnej epoce, Baroku powstaniem opery. A opera to coś, czego żaden starożytny Grek na oczy nie widział ani na uszy nie słyszał. W sztuce nie zawsze wypaczenie ma skutki negatywne, gdyż pozwala powoływać do życia nowe byty. Czyli dobrze. Ale…
Powoduje nami jakaś wewnętrzna ciekawość, która każe nam domyślać się, jak grał Bach czy Vivaldi. Nikt rozsądny już dziś nie powie, że wie, jak było naprawdę. Naprawdę było na pewno zupełnie inaczej niż nam się wydaje. Ba, mam pewne podejrzenia, że gdyby sam Vivaldi usłyszał, jak Bach gra jego skrzypcowe koncerty na organach, mógłby być zaskoczony. A to, że za szybko, a to znów, że dlaczego tak wolno i kto tam wie, co jeszcze. A to przecież byli kompozytorzy sobie współcześni! Cóż dopiero my? Dziś na pewno wiemy tylko tyle, że w wykonywaniu i słuchaniu muzyki dawnej nieustannie grozi nam nadzianie się na nieznany nam sposób gotowania makaronu. Kolejne poszukiwania, lektury, odkrycia prowadzą nas w coraz to nowe zakątki, a muzyka nabiera kształtu całkowicie niespodziewanego pięćdziesiąt lat temu. Bez przerwy okazuje się, że coś, co wydawało nam się lekko strawne, jest jednak albo troszkę bardziej surowe, gotowane inną metodą, lub z bukietem przypraw, które mogą być dla nas w pierwszej chwili co najmniej zaskakujące. Nowe, choć stare. Znane, ale nagle zupełnie inne niż dotąd myśleliśmy. Ani chwili spokoju. Całe życie jedliśmy rozgotowane kluchy, a tu głos z oddali napomina: „ależ mospanie, gotuj krócej nieco!” Te głosy to jeden z najbardziej fascynujących aspektów naszej pracy. Sprawiają, że to, co wydawało się już dobrze rozpoznane nabiera innych kształtów, barw i kontekstów. A co będzie, jeśli okaże się, że całe życie tańczyliśmy tego walca dwa razy za szybko, albo dwa razy za wolno? „Otóż to idziesz, ale Błądzisz, i postanawiasz co, planujesz, ale Błądzisz i niby tam wedle woli swej układasz, ale Błądzisz, Błądzisz i mówisz, robisz, ale w Lesie, w Nocy, błądzisz, błądzisz…” – pisał przekornie Witold Gombrowicz nie pozwalając nam rozsiąść się wygodnie w fotelu naszych przekonań. Z takimi oto refleksjami, próbując odnaleźć między nutami partytury te szepczące do ucha głosy zapraszamy Państwa do wysłuchania muzyki sprzed niemal trzystu lat.
Bartłomiej Stankowiak