Koncert 1
Między klasycyzmem a romantyzmem.
Pokolenie Marii Szymanowskiej.
23.09.2021, godz. 19:00
Sala kurlandzka,
Żagański Pałac Kultury
Wykonawczyni:
Katarzyna Drogosz – fortepian historyczny (Robert Brown 2011 wg Michaela Rosenbergera ok. 1805)
Program:
Maria Szymanowska (1789-1831): Preludium F-dur
Franz Xaver Wolfgang Mozart (1791-1844): Rondo F-dur
Maria Szymanowska: Preludium E-dur
Franz Xaver Wolfgang Mozart: Polonez melancholijny a -moll op. 22 nr 2
Maria Szymanowska: Preludium C-dur
Joachim Kaczkowski (1789-1829): Polonez melancholijny f-moll (dedykowany Marii Szymanowskiej)
Maria Szymanowska: Preludium D-dur
Franciszek Lessel (1780-1838): Adagio z Koncertu fortepianowego C-dur op. 14
Maria Szymanowska: Preludium C-dur
Franz Schubert (1797-1828): Adagio C-dur D 459a
Pokolenie kompozytorów między Beethovenem a Chopinem pozostajenieco niedocenione. Być może dlatego, że lubimy jasne stylistyczne podziały, a kompozytorzy tworzący w początkach dziewiętnastego wieku wydają się umykać zarówno ścisłym rygorom klasycyzmu, jak i wybujałej uczuciowości dojrzałych romantyków. Tym ciekawsze jednak wydaje się eksplorowanie owych muzycznych terytoriów. Przewodnikiem „wycieczki” będzie wyjątkowa osobowość artystyczna: Maria Szymanowska, z domu Wołowska, a wywodząca się z ważnego rodu wyznawców Jakuba Franka. Świetna koncertująca pianistka, ceniona w całej Europie, także komponowała i doprowadziła do wydania sporej części swojej twórczości w Lipsku w roku 1819. W pierwszym z sześciu opublikowanych zeszytów znalazł się zbiór 20 Etiud i Preludiów (VingtExercices et Préludes). Utwory te, wykorzystujące cechy obu gatunków muzycznych, stanowią pokaz zarówno możliwości pianistycznych samej Szymanowskiej, jak i szerokiego wachlarza pomysłów kompozytorskich. Świetnie nadają się do roli preludiów poprzedzających utwory innych twórców – rówieśników polskiej kompozytorki.
Katarzyna Drogosz
——————————————————————-
Koncert 2
Lubuszanie in memoriam
Patronat honorowy
Wójt Gminy Świdnica Izabela Mazurkiewicz
JM Rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego prof. dr hab. Wojciech Strzyżewski
26.09.2021 godzina 18:00
Zbór poewangelicki w Letnicy
Józef Władysław Krogulski (1815-1842)
Oktet d-moll op. 6
Adagio. Allegro, Adagio, Menuetto. Più Presto. Trio. Allegro, À la Bohemienne. Finale. Allegro vivace
Katarzyna Drogosz – fortepian
Anne Freitag – flet
Toni Salar-Verdu – klarnet
Ewa Golińska – skrzypce
Aureliusz Goliński – skrzypce
Natalia Reichert – altówka
Monika Hartmann – wiolonczela
Anna Bator – kontrabas
Józef W. Krogulskiwcześnie zyskał sławę cudownego dziecka i już jako dziesięciolatek koncertował na europejskich dworach wykonując bardzo trudne dzieła fortepianowe. Niestety, już w wieku kilkunastu lat postępująca gruźlica zmusiła go do stopniowego ograniczenia podróży i działalności koncertowej i skierowała ku kompozycji, którą studiował u J. Elsnera i K. Kurpińskiego. Mimo, że zmarł w wieku 27, pozostawił wiele wartościowych utworów instrumentalnych i wokalno-instrumentalnych, wśród których na szczególną uwagę zasługują pozycje muzyki kameralnej.
Wolfgang Amadeusz Mozart(1756-1791)
Vesperaesolennes de confessore KV 339
Marta Krysiak – sopran
Piotr Olech – kontratenor
Maciej Gocman – tenor
Maciej Straburzyński – bas-baryton
Chór kameralny Uniwersytetu Zielonogórskiego Cantus humanus
Orkiestra Arte dei Suonatori
Aureliusz Goliński – koncertmistrz
Bartłomiej Stankowiak – dyrygent
Czy układali Państwo w dzieciństwie klocki? Co za pytanie… Przepraszam. Przyznam od razu, że ja lubię robić to do dzisiaj, a możliwość „oficjalnej” zabawy klockami jest jedną z zalet posiadania mniejszych dzieci. Zajęcie pozwalające zresztą także rodzicom na chwilę ucieczki w świat fantazji w czasie niełatwych nieraz zmagań wychowawczych z trudnym przeciwnikiem.
„- Zaraz, zaraz, co ja wygaduję?”Powiedziałem ucieczki? No tak. Układanie klocków to nie tylko możliwość nieskrępowanego tworzenia całego własnego świata, którego budulcem są małe sześciany (dziś również te wirtualne;)). To także możliwość odskoku od doskwierającej realności z całym tym „nie da się, nie można, nie uda się, nie wolno, nie mam, nie stać mnie itd.”, ale i jednocześnie szansa na oswojenie świata, przepracowanie go. O tak, układanie klocków to ważna czynność. Tu możemy jeździć czymś lepszym niż Lambo. Ba, przy układaniu klocków można pokusić się o rzeczy niemożliwe lub bezsensowne w realnym świecie. Śmigło na dachu zamiast komina? Czemu nie, będzie znakomicie.
Oczywiście już Państwo wiedzą, do czego zmierzam – zmierzam wprost do Mozarta, a do Nieszporów w szczególności. Mozart posiadł w niezwykłym stopniu sztukę operowania prostymi, idiomatycznymi motywami. Cała jego muzyka to gamy, pasaże i kadencje. To kwintesencja operowania klockami, swoisty minimal-art.. Mozart buduje z tego, co ma, ale nieskrępowanie, niejako bezwstydnie bawiąc się przy tym materiałem i konwencją. A może by tu jeszcze jeden pasażyk? Dokładamy skrzydła i z samochodu powstaje prom kosmiczny. O tak, Mozart był mistrzem techniki przetworzeniowej. Nieszpory są tego przykładem skrajnym. Trudno nawet u Mozarta znaleźć utwór równie rozrzutnie najeżony pomysłami, choć wymagania nakładały ograniczenia składu i czasu. Cóż, przyszło bawić się tym, co jest. Mimo to chwilami wydaje się, że Mozart szasta nowymi motywami bez umiaru i bez uzasadnionej potrzeby. Przecież słuchacz, przepraszam: uczestnik nabożeństwa nie był w stanie ogarnąć nawet kilku procent tej przemykającej przez uszy nawałnicy. Tym bardziej arcybiskup Hieronymus von Colloredo. Swoją drogą – wyobrażają sobie Państwo takie nabożeństwo?
Ale zaraz, powiedziałem „ucieczki”? Podobno Mozart pisał Nieszpory w niezbyt pomyślnym dla siebie okresie życia. Skąd więc tak radosna fantazja w układaniu gam i pasaży na wszystkie sposoby? Skąd taka feeria pomysłów, zmieniających się nieustannie barw? Czyżby układał klocki i chował się w świat imaginacji? Całe szczęście, że wówczas nie było Xboxa ani PlayStation.
Być może napiszę coś, co będzie nieco ryzykowne. Moim zdaniem Nieszpory nie są muzyką religijną sensu stricto. Śmiałbym zaryzykować tezę, że tak ogromne bogactwo pomysłów muzycznych nie zostało użyte li tyko z kontrreformacyjnej potrzeby pokazania wspaniałości Kościoła na ziemi jako emanacji boskiej potęgi lub też z pobożnej chęci wiernego oddania myśli psalmisty. Choć Mozart doskonale rozumie sens każdego słowa i po mistrzowsku je ilustruje, mam nieodparte wrażenie, że coś innego pociągało go w tej pracy. Sacrum, czy jeśli kto woli niedostępna tajemnica, jest tym razem nieco myląco ukryta w feerii bardziej lub mniej poważnych pomysłów. Zdolność ich tworzenia – to właśnie jest strefa świętości, która pozostaje nieprzenikniona i niezgłębiona. Nieskrępowana, nieokiełznana, czysta możność oddania myśli psalmisty. Mozart nie idzie za jego słowami, bo bardzo chce, robi to, bo po prostu potrafi. Inspiruje go sama możliwość.
Reakcja naszego ośmioletniego syna, który nagle po wstaniu z łóżka zaczyna maszerować na śniadanie w rytm usłyszanych pierwszych dźwięków Magnificat najlepiej świadczy o celności i geniuszu mozartowskich wygłupów. Jak on to robi żonglując samymi gamami i pasażami – nie mam pojęcia. Owszem, wysyłamy na Marsa helikoptery. To robić by mogło wrażenie. Ale dla kogoś, kto w życiu widział partytury Mozarta, to po prostu naturalna konsekwencja. Tak, loty na Marsa są możliwe.
Oto nagle biegnie mały człowiek i krzyczy:
– Mamo, mamo! popatrz, co mi wyszło!!!!
– Niemożliwe, jak ty na to wpadłeś?!?
I mamie oczy robią się jakieś szkliste. Zachwyt, zdumienie, wzruszenie.
Dostępujemy obcowania z tajemnicą świata. Z czystą radością tworzenia.
Bartłomiej Stankowiak